sobota, 3 stycznia 2015

Pomoc znikąd

Vivian złapała się za głowę, gdy uderzyło w nią poczucie ociężałości. Próbowała podnieść powieki, ale one również ważyły zdecydowanie za dużo. Dopiero po dłuższej walce z nimi, udało jej się otworzyć oczy. Zmarszczyła brwi widząc, gdy zorientowała się, że leży na kanapie z dziwnie wygiętymi rękoma. Spróbowała nimi poruszyć, ale poczuła opór. Podniosła się do pozycji siedzącej i zobaczyła, że była przywiązana metalowymi łańcuchami. Momentalnie przed jej oczami pojawił się obraz z tamtej nocy. Twarz Emmetta, a potem wspomnienie lekkiego ukłucia, które poczuła na karku, gdy odwróciła się do niego plecami.
Gwałtownie skręciła głowę, by rozejrzeć po pokoju, ale jej wzrok utkwił na rudzielcu śpiącym w fotelu naprzeciwko. Jego zwykle wypielęgnowana grzywa przypominała gniazdo dla ptaków, a pod oczami miał cienie. Zupełnie jakby nie zmrużył oka od kilku dni i dopiero niedawno mu się udało. Zapewne kiedyś ten widok rozczuliłby Vivian, ale w tej chwili nie czuła absolutnie nic poza strachem i złością.
- Zdrajco – zawołała.
Emmett nie drgnął.
- Głupi rudzielcu.
Wciąż bez odpowiedzi.
- Co za idiota – mruknęła do siebie.
Nagle Emmett wyrzucił ręce oraz nogi do góry, aż wstał z fotela i przyjął pozę pięściarza, nieprzytomnym wzrokiem patrząc na otoczenie.
- Jednak naprawdę jesteś debilem – skwitowała to Vivian.
Emmett pokręcił głową i przetarł oczy, po czym jeszcze raz spojrzał na dziewczynę siedzącą naprzeciwko, jakby upewniając się, czy to na pewno ona.
- Gdzie jest Dorian? – zapytała Vivian, poważniejąc.
- Nie wiem. Ale raczej nic mu nie jest.
- Raczej?!
- Tak mi się wydaje. Nie dostaję informacji o nim.
- To dziwne, biorąc pod uwagę, że dla nich pracujesz.
Emmett prychnął i mruknął coś co brzmiało jak „mhm”, którego zawsze używał, gdy sądził, że ktoś zadaje mu głupie pytanie. Vivian uniosła brwi do góry.
- Oczywiście, że nie. A w górach postrzelił mnie leśny potwór, w którego przecież wierzę i sam przytachał mnie tutaj, gdzie całkowitym zbiegiem okoliczności jesteś również ty. Tak mam to rozumieć?
- Vivian…
- Nawet nie chcę cię słuchać, skoro tak zaczynasz. Co jest mojemu bratu?
- Naprawdę nie chciałem cię postrzelić. Doriana też nie.
- Wierz mi, że gdyby nie te cholerne łańcuchy zabiłabym cię.
- Nawet nie wiesz, z jaką chęcią pomógłbym ci w tym – mruknął. – Ale to tylko środek usypiający. Nic mu nie będzie i tobie też, o ile się uspokoisz.
- Zdajesz sobie sprawę jak ironiczne i śmiesznie to brzmi w twoich ustach, kiedy mówisz to do dziewczyny przyczepionej do sofy w jednym pomieszczeniu z facetem, którego nienawidzi oraz panicznie bojącej się o swojego młodszego braciszka?
- Może jest ironiczne, ale na pewno nie śmieszne. Mówię poważnie. O ile zawsze podziwiam twoją waleczność, w tej chwili modlę się, żebyś zmieniła się w milczącą boidupę, bo to mogłoby ci uratować życie.
- Nie obchodzi mnie, co się ze mną dzieje. Ważny jest Dorian!
- Za to mnie to obchodzi!
Emmett wydał z siebie warknięcie, po czym rozmasował skronie i usiadł na oparciu swojego fotela. Siedział tak przez dłuższą chwilę, podczas gdy Vivian rozglądała się za czymkolwiek, co mogłoby jakoś pomóc jej się wydostać z tych łańcuchów. Ale nic takiego nie widziała. To było tylko zwykłe biuro. Gdy znów raczyła obdarzyć spojrzeniem Emmetta, ten brał głęboki oddech i wydech, po czym zwrócił na nią wzrok zbitego psa.
- O nie! Nawet nic nie mów – zaprotestowała Vivian.
- Co do tego, co powiedziałaś w górach…
- Zapomnij o tym. Doszczętnie wypaliłeś to znaczenie tego, co powiedziałam. W tej chwili czuję jedynie furię względem ciebie i strach o Doriana, więc dla własnego dobra zamknij się.
Vivian przez dłuższy patrzyła się na niego, jakby wzrokiem miała powstrzymać potok słów cisnący się mu na usta. Nagle jednak zrobiła zdziwioną minę, jakby coś jej się przypomniało. Przycisnęła jedną rękę do boku. Najpierw się uśmiechnęła, ale potem powędrowała wzrokiem na zdezorientowanego Emmetta i mina jej zrzedła.
- A więc mówisz, że martwisz się tylko o moje życie, ta?
- Tak – odpowiedział niepewnie. – Coś knujesz.
- Nie, po prostu sprawdzam, jak bardzo cię nienawidzę.
- Dzięki. Zawsze dobrze mieć wsparcie w trudnych chwilach.
- Rzeczywiście. Musisz pilnować biednej Vivian, żeby się nie ruszyła. Zdradzę ci sekret: nie jesteś tu potrzebny – szepnęła.
Emmett wziął krótki wdech i powoli wydmuchał powietrze, gapiąc się w sufit z pewnością w celu uspokojenia. Gdy spojrzał na Vivian spod byka, ta machnęła ręką, żeby podszedł. Emmett zdziwił się, ale zrobił to, trzymając się w bezpiecznej odległości od jej nóg. Gdy to zauważyła, rzuciła mu mordercze spojrzenie, więc stanął jeszcze bliżej. Znacznie zwróciła wzrok najpierw na swój prawy bok, potem na Emmetta, a następnie znów na dół i na niego.
- Przepraszam, co ty tworzysz? – odezwał się rudzielec.
- A tyle lat myślałam, że tylko udajesz idiotę.
Vivian przesunęła łokciem po swoim ubraniu, aż stało się opięte na boku. Dopiero wtedy Emmett zauważył zgrubienie w miejscu, gdzie zapewne znajdował się biustonosz. Na jego twarzy w krótkim czasie zagościło wiele emocji. Najpierw zaskoczenie, potem konsternacja, później wyraz zrozumienia, a na końcu uznanie. Wystawił jedną rękę w geście mówiącym, żeby poczekała. Podszedł o do drzwi i przyłożył do nich ucho. Dopiero potem odkleił się od nich, wrócił do Vivian, włożył rękę pod jej koszulkę i szybko wyjął spod biustonosza jej telefon. Dziewczyna wystawiła, w miarę swoich możliwości, otwartą dłoń, ale Emmett zaczął coś szybko pisać.
- Ej!
- Chwila – kliknął coś, zaczekał chwilę i podał jej telefon. – Nie mogłem się powstrzymać, żeby w ciebie nie rzucić czymś.
Vivian spojrzała na niego niezbyt przekonana, ale potem zwróciła wzrok na ekran. Weszła w skrzyknę mailową i natychmiast przeczytała dwie wiadomości od Charlotte. Pierwsza brzmiała: zaczęliśmy badania, ale nie idą w dobrym kierunku. Cladesi wciąż znikają. A druga: natura podsyca energię, będą chcieli ją zniszczyć. Dalej. Vivian zaklęła pod nosem. Wychyliła się, żeby wyjrzeć za okno. Chciała zobaczyć, gdzie trafiła, ale nie widziała nic oprócz nocnego nieba.
- Strasznie nie lubię ośmiornic – odezwał się Emmett. – To takie strasznie przerażające stworzenia, nie sądzisz?
Vivian natychmiast go zrozumiała. Emmett zawsze powtarzał, że nie lubił Instytutu, bo przypominał mu jakiegoś głowonoga. Tak więc szybko napisała „jestem gdzieś w twojej pracy z dużym oknem, ale nie wiem gdzie on jest”. Usunęła wszystkie wiadomości i wyłączyła telefon. Wystawiła go, więc Emmett wziął go do ręki i odłożył z powrotem na miejsce.
- Nie myśl sobie, że twoje wyznanie strachu, ujdzie ci na sucho.
- Oczywiście – mruknął, rzucając się na kanapę obok niej.
- Spadaj stąd, dopóki nie dowiem się, co jest z Dorianem.
- Mówię ci, że wszystko powinno być dobrze.
Nagle drzwi się otworzyły, więc oboje powędrowali do nich wzrokiem. W progu stała kobieta o rzucających się w oczy kształtach i z długimi blond włosami.
- Nie za dobrze wam tutaj? – rzuciła zamiast przywitania.
- Kajdanki. Porwanie. Nie wiadomo, co z moim bratem. Raczej niespecjalnie – mruknęła Vivian.
- I nie ma tu żadnej roślinki – dodał Emmett.
- To też!
- Smutne – rzuciła Lilith, po czym odwróciła się. – Emmett, za mną.
Rudzielec wywrócił oczami i wstał z kanapy.
- Dowiedz się, co z Dorianem – powiedziała Vivian.
- On się dowie, ale ci nie powie – stwierdziła Lilith. – Ruchy.

Vivian wydawało się, że minęła wieczność, odkąd Emmett zniknął z Lilith. Siedziała nieruchomo, myśląc nad tym, jak uciec, czym rozwalić metal i co działo się z jej bratem, ale wszystko to zdało się na marne. Wciąż nie miała odpowiedzi na żadne z tych pytań. Gdy w końcu się poddała, znów położyła się na kanapie i wbiła wzrok w zachmurzone niebo za oknem. Z zamyślenia wybił ją odgłos otwieranych drzwi. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła Emmetta, który wszedł ze zrezygnowaniem wymalowanym na twarzy. Rudzielec opadł ciężko na fotel.
- I co z Dorianem? – wypaliła Vivian.
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Żartujesz sobie ze mnie.
- Chciałbym. Po prostu…nic nie mów.
- Przez chwilę zaczynało mi cię brakować, ale teraz przypomniałam sobie, że cię nienawidzę. I mówię to poważnie.
- Wiem.
Vivian zerknęła na niego badawczo, ale szybko odwróciła wzrok. Nie chciała patrzeć na jego twarz, która wyrażała zbyt wiele złych emocji. Zaczęła zastanawiać się, jaki był stan jej brata, skoro jej nie mówili. W końcu gdyby działo mu się coś złego, zadbaliby o to, żeby wiedziała. Z rozmyślań jednak znowu wybiły ją drzwi. Tym razem był to ktoś nowy. Wysoki mężczyzna o typowej azjatyckiej urodzie, w garniturze z białą koszulą i jakimś znaczkiem wyszytym na kieszonce. Na jego widok Emmett zdecydowanie się zaniepokoił, jakby wiedział, że jego pojawienie się nie zwiastuje nic dobrego. Nowo przybyły wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi i przyłożył palec wskazujący do ust, nakazując im milczeć. Vivian i Emmett spojrzeli po sobie skonsternowani, po czym oboje zwrócili wzrok na niego. Mężczyzna podszedł do rudzielca i wziął jego rękę. Postukał palcem w okolice jego żył, a potem w swoje usta. Emmett przez jakiś czas patrzył na niego jak na idiotę, ale w końcu zrobił minę, jakby go oświeciło. Podniósł koszulkę i wskazał na miejsce, pomiędzy żebrami. Mężczyzna skrzywił się na ten widok, ale sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej coś, co przypominało strzykawkę bez igły. Przyłożył to koło palca Emmetta i nacisnął. Na twarzy rudzielca wykwitł grymas bólu, a po chwili również ulgi, gdy w zbiorniku pojawiło się małe czarne urządzenie, które nieznajomy odłożył na poręcz fotela. Emmett wyciągnął z kieszeni spodni telefon i ułożył go obok. Obcy mężczyzna wskazał palcem na Vivian, patrząc pytająco na Emmetta, ale ten pokręcił przecząco głową.
- Nie znudził ci się ten sufit? – odezwał się rudzielec, wyciągając jakieś urządzenie.
- Trochę tak, ale będę gapiła się na niego tak długo, jak będzie trzeba, byle cię nie oglądać – odpowiedziała Vivian.
Emmett przejechał laserem po łańcuchach, które pękły, i położył je bezszelestnie na łóżko. Nieznajomy uśmiechnął się, kiwając głową z aprobatą. Wskazał na okno, więc Emmett po cichu do niego podszedł, a po chwili dołączyła do niego pozostała dwójka. Starszy mężczyzna przywiązał ich do siebie liną i dał małe urządzenie chłopakowi. Emmett przez chwilę obracał to w swoich dłoniach, po czym pokiwał głową. Wtedy mężczyzna odszedł od nich i machnął ręką. W momencie gdy Emmett otworzył okno i wyskoczył przez okno z Vivian, mężczyzna wyszedł przez drzwi tak, by trzask obu był w tym samym momencie.
Vivian spojrzała w dół i okazało się, że stali na parapecie. Nie byli aż tak wysoko, więc odetchnęła z ulgą. Emmett włączył urządzenie, które wystrzeliło przyssawki do ściany wolnej od okien biur.
- Trzymaj się – mruknął.
- Musimy iść po Doriana.
- Dobrze, zaraz wymyślimy, jak to zrobić.
Vivian złapała się liny, przyczepionej do bioder Emmetta i po chwili oboje zjeżdżali na dół, odpychając się od ściany szpiczastej budowli.
- W ogóle co to za ludzie? – zdziwiła się.
- Tak szczerze to nie wiem.
- Miałeś podsłuch.
- Tak. Ten pod skórą śledził mój ruch. W telefonie słowa. Musimy się pospieszyć. Farlow szybko wykryje, że nie ma ze mną kontaktu.
- Nie sądzisz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia?
- Tak. Ale potem. Ziemia.
Vivian i Emmett delikatnie opadli na dach jednej z odnóży Instytutu. Rudzielec rozejrzał się i po chwili w ciemności zobaczył zarys postaci, która machała do nich ręką. Podbiegli tam, zeskoczyli z dachu i stanęli naprzeciwko kobiety ze spiętymi włosami w czarnym, obcisłym ubraniu. Vivian przez chwilę myślała, że to znowu Lilith, ale potem przekonała się, że nie. Nieznajoma znów machnęła ręką i pobiegli za nią na parking, gdzie nakazała im wsiąść do samochodu. Gdy wpakowali się z tyłu, ona usiadła z przodu, a kierowca ruszył w stronę bramy wyjazdowej.
- Obiekty A i B są zabezpieczone, w drodze do domu – powiedział mężczyzna za kółkiem, naciskając guzik na radiu.
- Obiekt C tak samo – odpowiedział jakiś głos.
- Lokalizacja D wciąż niezidentyfikowana – odezwał się ktoś trzeci z radia.
- Grupa D, kontynuujcie poszukiwania tak długo, jak możecie. AB i C dopilnujcie, żeby nikt za wami nie jechał.
- Tak jest – odpowiedział kierowca i ktoś jeszcze.
Przez chwilę w samochodzie zapanowała cisza. Mężczyzna siedzący z przodu zboczył z głównej drogi i zaczął kręcić się po bocznych uliczkach, zerkając co chwilę do bocznych lusterek.
- Co to wszystko znaczyło? – wybuchła w końcu Vivian. -  Nie chciałabym być jakaś wredna, ale chwilo jestem po podwójnym porwaniu, rozstaniu z bratem, zdradzie przyjaciela i kłótni z nim, nie mówiąc już o jakimś tygodniu w górach, więc jednakowoż nalegałabym na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Zabieramy was w bezpieczne miejsce.  To na razie powinno wam wystarczyć – odpowiedziała jej kobieta z przodu. – Gdy dojedziemy, James wszystko wam wytłumaczy.
- Chwila – odezwał się Emmett.
- James? – zapytała Vivian.
- Parker? – dopytywał się Emmett.
- Bądźcie cierpliwi – mruknęła kobieta z przodu.
- Informowałeś go? – szepnęła Vivian.
- No właśnie nie, a ty? – odparł Emmett.
Vivian pokręciła przecząco głową, po czym spojrzała za szybę, próbując połączyć wszystkie wątki. Jednak przez nadmiar myśli, nie dała rady i nie wiedzieć kiedy, odpłynęła w sen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy