czwartek, 5 lutego 2015

As

Charlotte przeciskała się za profesorem Garrodem przez tłum zebrany w holu Instytutu. Choć większość podążała w tę samą stronę co oni, niektórzy zatrzymywali się, by uciąć krótką pogawędkę lub znów się przywitać, tworząc małe grupki blokujące przejście. W powietrzu wyczuwało się napiętą atmosferę. Zwykle przed Wielką Radą uczestników zżerała ciekawość, lekkie zaniepokojenie i delikatna ekscytacja. Jednak tym razem działo się inaczej. Ludzie byli zmęczeni i poirytowani, co nie dziwiło. W końcu już trzeci raz w ciągu niecałych dwóch tygodni musieli rzucić wszystko, co robili i udać się do Rockeath. Charlotte już poprzednio zauważyła, że więcej osób niż zazwyczaj wykorzystało hologramy, by brać udział w spotkaniu. Tym razem z pełnym przekonaniem mogła stwierdzić, że przynajmniej połowa przyszła w tej postaci.
- To nie będzie łatwe posiedzenie – powiedziała bardziej do siebie niż do Philipa.
- Z pewnością – mruknął. – Widzę KOZ. Wyglądają na wyczerpanych.
Charlotte powędrowała wzrokiem w prawo i dostrzegła grupę ludzi ubranych w garnitury. Większość z nich miała nieobecny wzrok i niesforne fryzury. Sporo z nich ziewało. Dla innych musieli wyglądać, jakby urządzili wczoraj imprezę albo spędzili bezsenną noc na badaniach. Jednak Charlotte wiedziała, że żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Przeważająca ilość członków Komitetu Obrońców Ziemi dołączyła do zatrzymania planu Farlowa, więc brali udział w ciężkich treningach przygotowanych przez Jamesa i jego ludzi. Charlotte od początku chciała wziąć w nich udział, ale kazano jej siedzieć w laboratorium, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. W dodatku zlecili jej rozpracowanie innego sposobu na zwiększenie energii pobranej z Cladesów. Z początku narzekała na to, ale kiedy wróciła do Instytutu, przestała. Okazało się, że obumarły tkanki rośliny, których Garrod użył do odkrycia, że natura ma wpływ na ich nowe źródło. To samo stało się z całym kwiatem, z którego zostały wzięte. I właśnie to wydarzenie wymagało zwołania Rady.
 Gdy Charlotte weszła z Garrodem do auli, poczuła znajome przytłoczenie, w które zawsze wprawiało ją to pomieszczenie. Sufit wisiał nad nimi na wysokości trzech pięter. Przypominał jeden ogromny obraz, ponieważ zostało na nim umieszczone arcydzieło jednego z ówczesnych najznamienitszych malarzy. Przedstawiało nowoczesne miasto zalane blaskiem zachodzącego słońca, lecz na niebie malowało się niebo z gwiazdami idealnie przedstawiającymi najważniejsze zbiory. Z kilku miejsc zwisały podłużne czarne rury. Na ich końcach rozkwitały rozłożyste, złote żyrandole oświetlające gołe, białe ściany, na których cienie zebranych tworzyły ruchomy, czarno-biały obraz.
Przez środek ciągnął się długi, brązowy dywan zdobiony po bokach zawiłymi wzorami. Na jego końcu znajdowało się podwyższenie a na nim trzy mównice. Niegdyś stali przy nich prowadzący Wielkiej Rady, wnoszący o spotkanie oraz osoba aktualnie mówiąca. Z czasem jednak stwierdzono, że przemieszczanie się zajmowało zbyt wiele czasu, więc zaprzestano z nich korzystać. Wszyscy usadawiali się na krzesłach ustawionych w kilku rzędach na balkonach ze szklanymi balustradami, które wisiały na kilku piętrach na każdej ze ścian.
Charlotte weszła do jednej z wind i razem z grupą ludzi, która się w niej zmieściła, wysiadła na drugiej loży. Przecisnęła się za Garrodem, witając się z już usadowionymi naukowcami, by w końcu zasiąść na krześle z tabliczką z jej imieniem i nazwiskiem. Gdy nacisnęła niebieski przycisk na oparciu przed nią, rozłożył się czarny pulpit, który po chwili zaświecił, włączając wbudowane urządzenie przypominające tablet.
Przez dłuższy czas ludzie wciąż się zbierali, więc w auli panował gwar. W końcu jednak rozległo się uderzenie w gong, na którego dźwięk wszyscy ucichli i włączyli swoje mikrofony wbudowane w pulpity.
- Rozpoczynamy Wielką Radę dnia dwudziestego siódmego sierpnia dwa tysiące sto pięćdziesiątego drugiego roku – odezwał się prowadzący. - Prosimy o przedstawienie motywów doktor Charlotte Adams.
- Witam wszystkich zebranych – jej głos potoczył się po całej auli. – Jak wiecie, niedawno mojemu mentorowi – profesorowi Philipowi Garrrodowi – udało się odkryć, że nadmiar energii przetrzymywany przez osoby chore na prospere clades można przetwarzać i wykorzystywać w przemyśle. Jednak ze względu na zbyt nieprzyjazne dla środowiska substancje, towarzyszące procesowi przemiany, podjęliśmy się próby zniwelowania tych szkód. Na poprzedniej Radzie w głosowaniu zadecydowaliśmy o wykorzystaniu nieużytków leśnych na wzgórzach Middleheart jako środka do zniwelowania wrogich gazów. Tylko nie wiedzieliśmy o jednym dość istotnym szczególe. Osobiście zajmowałam się rośliną, na której wykonywano badania i wczoraj, czyli na trzeci dzień od pobrania niewielkiej ilości energii z jej tkanek, okazało się, że fragmenty te obumarły. Natychmiast udałam się do miejsca, gdzie przetrzymywano cały okaz i również zastałam go zwiędniętego. Co więcej, w doniczce, w której ta roślina się zakorzeniła, pozostałe organizmy również zmizerniały. Może to świadczyć albo o zdolności rośliny do zabierania energii od innych lub do zakażania ich i dalszego obumierania. W związku z tym, proszę o ponowne rozpatrzenie decyzji z poprzedniej Rady. Dziękuję.
Gdy Charlotte wyłączyła mikrofon i odetchnęła z ulgą, po auli poniosły się wzburzone szepty naukowców. Garrod poklepał swoją podopieczną po ramieniu i spojrzał na Farlowa. Siedział na przeciwnej loży i wpatrywał się w Charlotte z niezadowoloną miną.
- Przyjmujemy prośbę – rozległ się głos prowadzącego. - Proszę wymienić swoje opinie w departamentach.
Momentalnie aulę wypełniły tysiące głosów. Naukowcy odwracali się do siebie na krzesłach, reprezentując swoje poglądy. Na poprzedniej Radzie niemal przekrzykiwali samych siebie. Tym razem jednak zdawali się o wiele spokojniejsi. Można by powiedzieć, że nawet znudzeni. Ich miny wyrażały niezadowolenie, a Charlotte miała nieodparte wrażenie, że to nie było spowodowane nową informacją, lecz samym faktem, iż znów musieli przechodzić przez to samo. Nagle z zamyślenia wyrwało ją lekkie szturchnięcie w ramię.
- Posłuchaj, co inni mają do powiedzenia – powiedział spokojnie Garrod. - Nie skupiaj się na tych, których nie słyszysz.
Charlotte pokiwała głową i po chwili włączyła się do dyskusji prowadzonej przez sąsiadów z jej loży. W końcu jednak znów rozległ się dźwięk gongu, więc wszyscy wrócili na swoje miejsca i w auli zapadła cisza.
- Udzielam głosu Komitetowi Obrońców Ziemi – zagrzmiał głos prowadzącego.
Charlotte spojrzała na balkon znajdujący się najbliżej kąta prostopadłej ściany. Na jej pulpicie pojawiła się twarz mężczyzny w średnim wieku. Brązowe włosy z pasemkami siwizny miał niedbale zaczesane do tyłu, a niebieskie oczy utkwił w jednym punkcie.
- Nasza opinia z poprzedniej Rady została potwierdzona – oznajmił basowym głosem. - Uważamy, iż ingerencja w naturę może okazać się jeszcze gorsza niż szkodliwe gazy. Biorąc pod uwagę ryzyko, że przez jedno drzewo może zostać zniszczony cały ekosystem, stanowczo sprzeciwiamy się wykorzystaniu tej metody. Nalegamy na danie trochę więcej czasu naukowcom, aby mogli znaleźć inne rozwiązanie. Dziękuję.
- Udzielam głosu Głównemu Zarządowi Energetyki – obwieścił prowadzący.
- Rozumiemy obawy przedmówcy, jednak uważamy, że są niesłuszne – przemówił Farlow.
Gdy twarz Aleksandra pojawiła się na ekranie, Charlotte miała ochotę rąbnąć w niego pięścią. W końcu udało jej się powstrzymać agresję i bezpośrednio rzuciła mu pełne pogardy spojrzenie, które najwyraźniej zignorował.
- Jak zaznaczałem od samego początku, nasz świat jest na skraju wyczerpania – kontynuował Farlow. - Lada dzień może nam zabraknąć prądu, czy wody. Oczywiście byłoby bajką, gdybyśmy mogli znaleźć lepszą alternatywę, ale nie mamy na to czasu. Jeżeli mamy poświęcić jeden kawałek żyznej gleby, aby uzyskać ogromną ilość energii, nie widzę żadnych przeciwwskazań. Jeśli do niedzieli wynajdziemy coś lepszego niż żywa tkanka, natychmiast wstrzymamy projekt wykorzystania Middleheart. Jeśli nie, będziemy musieli zacisnąć zęby i zrobić to, co do nas należy. Ratować świat. Dziękuję.
Prowadzący wywoływał kolejno jeszcze kilka innych departamentów, ale Charlotte niespecjalnie ich słuchała. Większość mówiła to samo, co na poprzednich spotkaniach. Nikt nie wydawał się zbytnio przejąć nowym faktem. W końcu jednak usłyszała przewodniczącego, który udzielał pozwolenia na pytania, więc wróciła myślami na forum. Cierpliwie zaczekała, aż minęła dyskusja kilku organizacji, które mimo wszystko niewiele wniosły do całej sprawy. Dopiero pod koniec, zgodnie z jej przewidywaniami, Farlow znów przemówił w odpowiedzi na zarzut KOZ o pochopnym niszczeniu natury.
- Jestem zmartwiony losem tego środowisko równie mocno jak państwo. Zapewniam, że gdyby to nie było konieczne, nie nalegałbym na jego wykorzystanie. Jednak znaleźliśmy się w sytuacji, w której musimy wybierać priorytety i wydaje mi się, że dobro ludzkie jest ważniejsze niż natury.
- Z całym szacunkiem, doktorze Farlow, ale to nie skończy się na Middleheart – oburzyła się kobieta z KOZ. - Nie skończy się na małym obrębie terenu w każdym państwie. Choć, jak pan zapewnia, te pokłady energii wystarczą na dość długo, nie mamy pojęcia na ile dokładnie. Prędzej czy później zostaniemy zmuszeni do zlikwidowania kolejnych ekosystemów, aż stopniowo nie zostanie nam nic.
- Cały czas mówi pan o kryzysie energetycznym, ale zmagamy się również z wieloma innymi – odezwał się młody mężczyzna z innego wydziału. – Na przykład, mamy znaczne niedobory naturalnego środowiska. Jeśli zaczniemy je usuwać, czym będziemy oddychać?
- No cóż – Farlow uśmiechnął się krzywo. – Miałem nadzieję, że to pytanie nie padnie, ponieważ nie skończyliśmy jeszcze testów. Ale skoro państwo nalegają, zdradzę małą tajemnicę. Pozwólcie, że najpierw odpowiem na wasze zarzuty. Otóż przyznaję, zostalibyśmy bez tlenu, gdybyśmy nie znaleźli innej alternatywy. A jak wciąż zaznaczam, pragnę, aby znaleziono lepszy sposób na osiągnięcie takiej ilości energii i przyłożę się do tego ze wszystkich. Jednak przewidując problem ze środowiskami naturalnymi, jeszcze zanim dowiedzieliśmy się o możliwości wykorzystania prospere clades, mój uczeń podjął się pewnych badań. Jak już wspomniałem, nie są jeszcze skończone, ale pozostały mu ostatnie testy, po których zyskamy pewność, że w ostateczności będziemy mogli wykorzystać to odkrycie.
W auli zapadła kompletna cisza. Choć przez większość czasu z twarzy zebranych nie schodziło niezadowolenie, tym razem prawie wszyscy wpatrywali się w Farlowa z nieskrywanym zainteresowaniem. Aleksander rozejrzawszy się po ludziach, uśmiechnął się delikatnie jakby zadowolony sam z siebie. Wyłączył mikrofon, obejrzał się za siebie i coś powiedział, a po chwili na ekranach pojawiła się nowa twarz.
Charlotte kojarzyła z widzenia prawie wszystkich uczestników rady, ale jego nigdy na niej nie widziała, choć miała nieodparte wrażenie, że skądś go znała. Delikatne rysy twarzy sprawiały, że wyglądał dużo młodziej niż w rzeczywistości musiał być. Choć jasne blond włosy opadały na część twarzy, spod tych kosmyków wyglądały bystre, błękitne oczy, które Charlotte wydawały się niezwykle znajome. Zmarszczyła brwi, przypatrując się im i gdy chłopak się odezwał, coś ją ścisnęło w żołądku, upewniając ją w swoim domyśle.
- Witam. Nazywam się Adrien Garrod – odezwał się niskim głosem.
Charlotte - nie jako jedyna - spojrzała ze zdziwieniem na swojego mentora i otworzyła buzię, żeby zadać pytanie, cisnące się jej na usta. Jednak jego mina wyrażała jeszcze większe zszokowanie niż jej, więc dziewczyna spojrzała z powrotem na Adriena. Wytężyła wzrok, przyglądając się mu i przez chwilę mogłaby przysięgnąć, że widziała na boku jego szyi bliznę po oparzeniu, co sprawiło, że położyła dłoń na ramieniu Philipa.
- Moje badania, o których mówił doktor Farlow, dotyczą nowego pierwiastka – odezwał się Adrien. - Można go otrzymywać na kilka sposobów, a głównym źródłem jest jądro zewnętrzne ziemi. Co okazuje się zadziwiającym faktem, rośliny a także zwierzęta są w stanie żyć w powietrzu z minimalną ilością tlenu, większą niż normalnie ilością azotu oraz przeważającą ilością tego właśnie pierwiastka. W takim wypadku istnieje spore prawdopodobieństwo, że będziemy mogli w nim oddychać.
- Jak długo organizmy w tym żyją? – zdziwił się prowadzący.
- Od kilku miesięcy i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie to miało się zmienić – odpowiedział spokojnie Adrien. – Wciąż podkreślam, że moje badania nie są ukończone, więc nie istnieje potrzeba robienia wielkich nadziei. Dlatego pan Farlow wstrzymywał się z ich ujawnieniem. Niemniej jednak proszę mieć na uwadze, iż może okazać się, że brak tlenu wcale nie będzie apokalipsą. Dziękuję.
Przez jakiś czas po zniknięciu Adriena z pulpitów w auli panowało wielkie poruszenie. Choć wszyscy byli w szoku wywołanym jego przemówieniem, uwagę Charlotte pochłaniał wyraz twarzy Philipa, na której w tej chwili znajdowało się więcej emocji niż dotąd na niej widziała.
- Czy jeszcze ktoś ma coś do powiedzenia? Przy czym zaznaczam, że pan Adrien Garrod i Aleksander Farlow nie odpowiadają na więcej pytań – zatrzymał się na chwilę, patrząc na pulpit, a gdy nic się nie zaświeciło, kontynuował. – W takim razie proszę o zagłosowanie. Czy rezygnujemy z niedzielnej ingerencji w nieużytki leśne na wzgórzach Middleheart?
Przez chwilę panowała cisza, nie licząc odgłosów, które wydawały krzesła, przy odchylaniu się ludzi. Potem jednak prowadzący odchrząknął.
- Znaczna większość odrzuciła tę propozycję. Doktorze Farlow, proszę zająć się przygotowaniami. Dzisiejszą Wielką Radę uważam za skończoną.
Gdy rozległ dźwięk gongu, wszyscy zaczęli podnosić się z miejsc i pogrążeni w ożywionych rozmowach zaczęli kierować się do wind, a szczęśliwcy z parteru prosto do wyjścia. Jednak Philip nigdzie się nie ruszał. Siedział ze wzrokiem wbitym w punkt naprzeciwko. Charlotte potrząsnęła jego ramieniem.
- Profesorze, musi się pan pospieszyć. Na pewno chce pan z nim porozmawiać.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – skrzywił się Garrod.
- To może być pana ostatnia szansa.
Starzec spojrzał na nią przepełnionymi żalem oczami i uniósł delikatnie kącik ust. Charlotte kiwnęła głową na zachętę, więc Philip podniósł się i zaczął przeciskać przez tłum, kierując się w stronę windy, co chwilę zerkając na loże naprzeciwko.
Stanął na środku holu i rozglądał się za blond czupryną. Czuł, że serce waliło mu jak szalone, co zdecydowanie mu nie służyło w tym wieku. Oczy piekły go niemiłosiernie i co jakiś czas brał głęboki oddech, bo przez chwilę zapominał oddychać. Parę razy serce stanęło mu w gardle, gdy myślał, że zobaczył Adriena, ale tylko mu się wydawało. W końcu w oczy rzucił mu się Farlow, który rozmawiał z jakimś mężczyzną. Nawet z daleka było widać, że uprzejmie starał się go pozbyć. Philip podszedł bliżej, wyglądając za Aleksandrem. Wpadał po drodze na ludzi, którzy rzucali jakieś uwagi na jego temat, ale one zdawały się od niego odbijać. W końcu Philip stanął już parę kroków od Farlowa, ale wciąż nie widział blond czupryny. Wciąż się rozglądając, nie zauważył, że Aleksander go spostrzegł, pożegnał się z mężczyzną, z którym rozmawiał i podszedł do starca.
- W moim skrzydle – burknął, aż Garrod podskoczył.
Aleksander odwrócił się i ruszył w stronę jednego z korytarzy, o którego ciemnoczerwone ściany opierał się Adrien. Philip przełknął głośno ślinę i podążył za Farlowem, całkiem zapominając o całej nienawiści i podejrzliwości jaką go darzył. Gdy podeszli bliżej, Adrien spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym ściągnął brwi i przeniósł oskarżający wzrok na Aleksandra.
- Porozmawiajcie troszkę – odpowiedział melodyjnym głosem, mijając go.
Adrien przez chwilę patrzył na niego, mrużąc przy tym oczy. Dopiero, kiedy zrozumiał, że Aleksander nie ma zamiaru się obejrzeć, blondyn odwrócił się do starca, który stał obok. Patrzył na niego w taki sposób, że Adrien nawet nie był w stanie tego nazwać.
- Nie mamy, o czym rozmawiać – odezwał się beztrosko.
- Adrien, jak to możliwe? Myślałem…
- Że nie żyję? – wszedł mu w zdanie. – Przykro mi, że cię rozczaruję, ale udało mi się uciec.
- Dlaczego?
- Oddychanie wydawało mi się jakoś atrakcyjniejsze niż duszenie się w dymie – wzruszył ramionami.
- Adrien – napomniał go Philip.
Chłopak spojrzał na niego ukradkiem, po czym odetchnął głęboko i odkleił się od ściany.
- Ponieważ to twoja wina. Wiesz, dlaczego w naszym domu wybuchł pożar? Bo zawsze praca była dla ciebie ważniejsza – splunął na ziemię. - Tak bardzo ci na niej zależało, że nie miałeś czasu, żeby schować niebezpieczne rzeczy. Mama tylko sprzątała w twojej pracowni. Rozumiesz? Tylko sprzątała – wyrzucił ręce w górę. - Nie wiem jak, ale po chwili przez te twoje gówna stanęła w płomieniach – wbił nieobecne spojrzenie w ścianę naprzeciwko.
Jego błękitne oczy zrobiły się ciemniejsze. Jasne kosmyki włosów okalały całą bladą twarz, spod której wystawały fragmenty poparzonej skóry.
- Jej krzyk, kiedy w agonii kazała mi uciekać, towarzyszą mi w każdej chwili, każdego dnia. Oczywiście, mimo jej protestów, chciałem jej pomóc, dlatego się poparzyłem, ale w końcu musiałem uciekać, żeby przeżyć – potrząsnął głową i rzucił pogardliwe spojrzenie ojcu. – I widzisz, czym to owocowało? Mój pierwiastek niweluje ogień. Mam nadzieję, że zaczekasz, aż wejdzie w naturalne powietrze, bo nie chciałbym spłonąć, zanim otrzymam jakąś nagrodę.
- Ja przepraszam… - wychrypiał Philip. - Nie miałem pojęcia.
- Oczywiście, że nie – warknął Adrien. - Skąd mógłbyś to wiedzieć, skoro pracowałeś? Ale to nie ma znaczenia. Nauczyłem się żyć sam, trzymając cię w niewiedzy. Ale jeśli sam do mnie przychodzisz, przynajmniej mogę patrzeć na twoje cierpienie, które w żaden sposób nie wynagrodzi tego, co przez ciebie stało się mamie. Na własną odpowiedzialność zyskałeś świadomość, że ja żyję i dokonam rzeczy wielkich. Ale, pamiętaj, ja nie mam już ojca.
Adrien odwrócił się i ruszył wzdłuż korytarza. Philip chrypliwym głosem wołał go, ale ten szedł dalej. Chciał pójść za nim, lecz nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Oczy piekły go niemiłosiernie i czuł, że gorące łzy spływają mu po policzkach, a serce zaciskało się w gardle. Wołał go coraz głośniej, jakby to miało pomóc, ale na nic się nie zdawało. W końcu opadł na kolana, patrząc, jak Adrien w końcu otwiera jedne z bocznych drzwi. Zerknąwszy na swojego ojca klęczącego pod ścianą, prychnął pod nosem i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy